
W oparciu o naukę kabbały, można zbliżyć się do pojęcia „życie człowieka”.
Człowiek ma określoną porcję światła dla życia na najniższym poziomie 120 lat – jest to kilka sfirot poziomu Asia, jak również żyje on w nieczystości aż do środkowej części Jecira. I wszystko to, aż do środkowej części Jecira (chociaż objawia się tam już światło wyższe i światło aktywne) nazywa się życiem materialnym człowieka, a materialne oznacza, że sobie uświadamia siebie wyłącznie jako formę i nie uświadamia siebie jako coś większego, czyli jako coś ponad to.
Od wyższego poziomu Jecira, życie człowieka rozprzestrzenia się i jest liczone zupełnie innymi kategoriami, tym bardziej jeszcze na poziomie świata Bria. I wygląda to w sposób następujący: Człowiek na początku liczy lata (jeden, dwa, trzy, itd.). Później liczy dziesiątki lat (dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści, itd.), ale lata pozostają wewnątrz. Następnie liczy setki lat (sto, dwieście, trzysta, itd.), a wewnątrz pozostają lata i dziesiątki lat. Ta kategoria rozprzestrzenienia idzie aż do najwyższego poziomu świata Bria. W tym momencie człowiek żyje już w dwóch płaszczyznach: w granicach nieczystości, czyli w tym, co nazywamy – w granicach materii i w granicach objawionego ducha. Od środkowej części Jecira dusza już jest częściowo wolna, czyli częściowo jest uwolniona od wszelkich ograniczeń niższych, a to oznacza, że ma siły i możność nad nimi panować (nie w całości, tylko w części).
Ten proces naprawienia, zrównoważenia poziomów niższej materii i duchowej substancji, czyli samej duszy, jest aż do najwyższego poziomu świata Bria. Kiedy człowiek dochodzi do zrównoważenia tych niższych poziomów, czyli miara jego duszy sięga wielkością miary jego życzeń, on przekracza kolejną formę życia – poziom świata Acilut. Życie, które nie jest życiem, takim jakie znane jest nam na dzisiaj, ponieważ na dzisiaj znamy życie wyłącznie w ograniczeniach. I ten poziom jest jakby za zasłoną, jest zamknięty.
Miara życia tam jest mierzona w sposób podobny jak w światach niższych, jedynie zaczyna się liczyć tysiące lat, dziesiątki tysięcy lat, setki tysięcy lat, itd. (lat, czyli odcinków miary naprawienia). I forma ta jest w większości objawiona wyłącznie przez duchową substancję, chociaż osnowę swoją nadal bierze na najniższym poziomie, czyli wszystko zawiera wewnątrz.
Patrząc globalnie, człowiek w swoich ograniczeniach nie może widzieć tych wszystkich rzeczy, jemu wydaje się, że to co on widzi, jest najbardziej namacalne. Ale miara ograniczenia, ogranicza się tylko życzeniem. Czyli na najniższym poziomie Asia życzenia są największe, i tak samo miara objawienia światła, czyli życia, jest najkrótsza. Nie trzeba mieć dużo rozumu, żeby powiązać te wszystkie rzeczy w jedną całość i zobaczyć, że możność istnienia człowieka ściśle zależy od tego, jaka ilość życia i miara samego życia w nim się objawia. Czym większy poziom życia jest w nim, tym poziom istnienia jest większy.
Często mówi się,, że ludzie ze swojej, tak zwanej pseudo humanitarności dosyć często myślą, że wszystko powinno istnieć. Tak to właśnie było zaplanowane od początku. Ale nie wszystko istnieje i nie wszystko ma szansę na istnienie. Czyli to, co umiera, nie ma szans na istnienie. A co umiera? Czy rzeczywiście jest coś takiego jak dusze, które nie są w stanie sprostać temu wszystkiemu, albo odwrotnie – swoimi czynnościami i kierunkami nie mogą wyjść poza granice ograniczeń materii i ciągle znajdują się w tej materii, tracąc szansę na istnienie? Na przykład, co dzieje się z gwiazdą, która przestaje świecić? Jeszcze jakiś czas istnieje, są jakieś szanse na to, że zaświeci ponownie, lecz później kruszy się i rozpada w pył, i nie pozostaje po niej ślad.
Podobnie jest i z świadomością samego człowieka. Człowiek mówi, że przecież nie może tak być, że nagle wszystko się rozpadło i powróciło do swojego źródła. Jeżeli szansa jest niewykorzystana, powraca w pierwotną Boską Esencję, z której rodzą się nowe dusze, zupełnie czyste, a to, co nie wykorzystało szansy, po prostu znika. Więc to, co widzimy wokół siebie, de facto jest jakby prototypem, odbitkiem tego, co istnieje w wyższej duchowej formie. Lecz to należy jeszcze umieć zauważyć (ujrzeć). I jest to podobne do jednego życia człowieka, kiedy on w swojej świadomości, chociaż istnienie jego połączone jest z duszą i świadomość duchowa w jakieś formie nadal kontynuuje istnienie, do pewnego czasu również ma szansę. Natomiast w swojej samoświadomości on istnieje jeden raz. Więc widzimy, że jeżeli szansa jest nie wykorzystana, to człowiek rozpada się w pył, z którego powstał.
Droga samego człowieka jest w dwóch kierunkach: bądź dzieli taki los, który jest dla ogólnego aspektu, czyli robi swoje i wraca zupełnie w inną formę, bądź ta samoświadomość, która istnieje teraz u każdego z was, ma szansę odrodzić się i przerodzić się, czyli objawić się w świadomości duchowej. To jest duży dar i duża zaleta, dlatego że patrząc nawet zwykłą logiką, człowiek sobie zdaje sprawę, że ta forma nie ma szansy powstać. Wszystko pozostaje, pamięć, reszimo itd. Mówimy, że jest coś takiego jak zmartwychwstanie i podniesienie. Podniesienie czego? Podniesienie tego, co zostało rzeczywiście jakby odpieczętowane. Czyli ta miara świadomości bądź samoświadomości naszej i podobieństwa formy naszej, która weszła w granice świętości, pozostaje, i nawet przy reinkarnacji nie znika. A to wszystko, co nie weszło w granice świętości, wchodzi w tak zwany zimny lód, czyli w wieczną zmarzlinę, gdzie znajduje się w stanie rozproszonym do pierwotnych jakby atomów, do pierwotnych form istnienia.
Z duszą odbywa się bardzo podobnie. Jedynie jest to proces niezauważalny, dlatego że ciągnie się o wiele dużej i szanse na przeobrażenie, czyli szanse na odmianę dusza ma dokładnie takie same, jak człowiek przy jednym życiu. Jeżeli on jest spełniony, czyli jest zamanifestowany, to odradza się rzeczywistość. Odradza się w duszy cały wewnętrzny kosmos i zewnętrzny również, gdzie dwie bhiny, które są or makif (jako otaczające) mają przyłączyć się i stać się wewnętrznymi.
Można sobie kojarzyć pewne rzeczy elementem połączenia. W naszej nauce w większości, można określić badamy, zgłębiamy pojęcia wewnętrznego kosmosu (mówiąć współczesnym językiem), dlatego że – stąd rozpoczyna się źródło, tam jest również finał, i stąd rozpoczyna się cała emanacja.
Zewnętrznych bhinot na razie nie dotykamy. Wiadomym jest, że coś takiego ma miejsce i to obłacza się na dusze ze wszystkich stron. W astrologii mówi się, że człowiek rodzi się pod jakąś gwiazdą i gwiazdy na niego mają wpływ. Logiczny człowiek myśli, że to te „kamienie”, które „gdzieś tam na niebie wiszą”, mają wpływ na człowieka. Ale tak nie jest.
Człowiek rodzi się pośród ludzi, z których każdy jest potencjalną gwiazdą. Ten wpływ ludzi na człowieka, tworzy jego charakter, osobowość, cechy, tworzy wszystko. Więc jeżeli chcemy popatrzeć, pośród jakich gwiazd jesteśmy – obejrzyjmy się na wszystkie strony: miara emanacji tych gwiazd tworzy naszą osobowość. Urodziliśmy się pośród jakiegoś otoczenia i środowiska, które wpływało na nas, i jedni wpływali na nas jako czarne dziury, drudzy wpływali jako pewne gwiazdy, w pewnym nastroju. To oznacza, że ten nastrój, który był w tych ludziach, mniej więcej jest podobny do tego, co astrologowie określają – że była np. kwadratura. To jest to samo. Nie ma nic rozłączonego.
Ludzie z miary swojej nieświadomości nawet sobie nie wyobrażają, że coś takiego jest możliwe. A zastanówmy się, co ma największy wpływ na człowieka nowonarodzonego bardziej, niż jego otoczenie? Przecież nawet z logicznego punktu widzenia widzimy, że jeżeli otoczenie jest sprzyjające, to nie ma znaczenia jakie są gwiazdy. Wszystko idzie zgodnie z tym otoczeniem. Z tą różnicą, że możemy powiedzieć, iż jest wiele gwiazd, ale nie widzimy tak wielu dusz objawionych, gdyż widzimy tylko granicą, np. dziesięciu czy piętnastu lat, a ludzie na ziemi żyją bardzo długo. I wiele dusz jest objawionych i wysokich, i wśród nas są dusze, cząsteczki, które zreinkarnowane są w tych ciałach (nie całe). A reszta, czyli większa część, znajduje się w granicach sprawiedliwości i one również mają na nas wpływ, i one również rozjaśniają nasze wnętrze z różnych stron, chociaż my nie uświadamiamy tego sobie wprost. Wszystko to jest ukryte od człowieka, dlatego żeby nauczył się na początku na najprostszych aspektach, bez otwarcia wszelkich tajemnic samego stworzenia.
Można byłoby powiedzieć, że jeżeliby człowiek wiedział o wszystkich niuansach i całości rzeczywistości, byłoby mu łatwiej czy trudniej? Nie byłoby możliwości w ogóle żeby zrobił krok, on od razu by wpadł w granice ciemności, dlatego że ta wielka jakby przestrzeń, ta ogromna ilość błogości, która by dopływała uświadomiona do niego, powodowałaby nieograniczony wzrost życzenia, co odpychałoby go zupełnie.
Dlatego należy tu zgłębić i pojąć zamysł stworzenia – ograniczenie i jakby zawężenie wszystkiego jest pierwszym krokiem, jak również niezbędnym do uczynienia w stosunku do wzrostu samej duszy, i że te relacje pomiędzy ludzkie, które wynikają pomiędzy nami, są początkową formą tych sił, które utrzymują gwiazdy na swoich orbitach.
To jest dosyć skomplikowana rzecz, aczkolwiek chociażby lekka wizja, lekkie odczucie pozwoli głębiej zrozumieć: po co to wszystko, dlaczego tego się uczę, po co wszystkie te nazwy, jakieś dziwne opisy w TES i innych księgach, co to za sprawiedliwi?
Oczuwa się instynktownie, że coś musi być, ale dokładnie tak samo instynktownie patrzę w niebo i wyszukuję swojej gwiazdy. Gdzie ona jest? Ona się jeszcze nie narodziła. Dlatego człowiek przez całe życie „gapi się” w to niebo i nic tam nie widzi. Tak samo jak patrzy na swoich bliźnich i nic w nich nie widzi. Bo w nich nic nie ma. Nie ma z tego powodu, że we mnie nic nie ma. Przecież widzę!? Tak, ale to, co jest we mnie. Więc jeżeli we mnie zaczyna się coś rodzić, to ja widzę i na niebie i na ziemi to, co ze mnie emanuje, czyli swoje wewnętrzne odbicie, swoje odczucie.
Człowieka można okłamać we wszystkich strukturach, we wszystkich kierunkach, oprócz jednego – wewnętrzne przekonanie, takie bardzo głębokie, u niego zawsze pozostanie. I jeżeli zaczyna mówić się o tym, co on bardzo głęboko w sobie czuje, to tu nie da się wprowadzić fałszu, w żaden inny sposób. Ani rozum, ani nic innego, zupełnie nie zbliża się z tym. Dlatego ważne jest, na ile potrafimy uświadomić sobie siebie i łączność wszystkiego, nie tylko w pojęciu nas w grupie i nie tylko w pojęciu ludzi na ziemi. Nikt nikogo nie zmusza się łączyć, ponieważ jest to niemożliwe. Ale połączenie odbywa się inną stroną. Od słońca nikt nie żąda światła, ale wszyscy korzystają – i to nazywa się połączenie.
Tak samo i każda dusza może świecić wtedy, kiedy bliźni będą z niej korzystać. Lecz nikt nie będzie prosić, ale kiedy korzystają, każdemu jest miło. Czyli zupełnie inny stan niż ten, który utrzymujemy w swoich umysłach. A cała ta miara nieczystości i to życzenie, które od nas spływa, które jest wewnątrz nas, które czujemy, które jest elementem przyciągania, de facto jest tylko po to, żeby sama dusza miała możliwość i chęć, i pragnienie otrzymać to, co Stwórca przygotował. Czyli nasz awijut nie powinien być ani do niższych, ani do bliźnich, ani do wyższych, tylko do Ejn Sof, czyli do Źródła, gdyż po to został stworzony. A człowiek? Człowiek nie umie z tego korzystać, dlatego kieruje swój awijut w każdym kierunku, gdzie tylko jego oczy zatrzymają się. To jest różnica pomiędzy tym, czym jesteśmy dzisiaj, a tym, czym powinniśmy się stać.
Urodzenie samej duszy jest procesem bolesnym, bolesnym dla egoizmu, dla tego magnesu, który jest ukierunkowany chaotycznie w różne miejsca. Trudno zrobić ruch, żeby urodziła się na niebie gwiazda, w pełnym znaczeniu tego słowa. Przecież nieostrożny ruch i gaśnie we mnie, i gaśnie w górze, a ona musi świecić, czyli dać życie innym. Dlatego trudność jest duża, i dlatego przygotowanie jest duże. Dlatego też wewnętrzne odczucie tej stabilności, na początku jest praktycznie żadne – człowiek chwieje się w jedną stronę, w drugą stronę. Ale kiedy zaczyna sobie uświadamiać wszystkie te procesy, zaczynają słowa mędrców nabierać sens, jak powiedziano: „dopóki nie powróci”, czyli dopóki nie dojdzie do stanu, że można o nim powiedzieć, że „nie wróci wiecej do głupoty swojej”. „Nie wróci wiecej do głupoty swojej” – tj. nie przestanie gasnąć w nim Ogień Boskiego Życia. A dopóki ten ogień gaśnie, nie można określić, iż dusza jego się urodziła i emanuje, i jest powiązana, i obudziła życie z góry, i przyciąga odpowiedni poziom or makif. Nie można również powiedzieć, że gwiazdy świecą dzięki temu, że dusza się urodziła. Przecież żaden naukowiec, największe mózgi nie mają pojęcia, skąd biorą siły gwiazdy, że potrafią świecić. Możemy mówić, że to są syntezy, jakieś chemiczne procesy i inne rzeczy. Owszem, ale kto to wszystko trzyma w jednym miejscu, że się nie rozpada i nie rozlatuje się we wszystkie strony, jako ogień popielący.
Jest wiele tajemnic na zewnątrz w kosmosie, podobnie jak wiele tajemnic wewnątrz człowieka. I to, że wiemy, jak komórki łączą się lub rozłączają ze sobą, to jeszcze nie jest wiedza, to jest tylko obserwacja procesu. Wiedza zawsze jest ukryta, a otwiera się tylko tym, którzy dochodzą do możności manifestacji tej wiedzy.
Czyli otrzymuję wiedzę po to, żeby ona emanowała ze mnie, a nie po to, żeby ona we mnie zgniła. Stąd trudności wszystkiego typu, które człowiek przeżywa. Jeżeliby chodziło tylko o ciało biologiczne, o nasz mózg, to ta ilość życia i siła duszy, która u nas jest nawet z czarnej kropki, poradziłaby sobie z tym w mgnięciu oka, byłby zakaz na wszelkie myśli i na wszelkie czyny, i ciało nie śmiałoby w ogóle sprzeciwić się temu. A tu nie chodzi tylko o ciało, lecz chodzi tu o siły, siły, które trzymają gwiazdy na swoich miejscach. I dlatego są takie trudności, chociaż one w naszych odczuciach są mocno zmniejszone. Lecz jak wiemy, w duchowym nie ma różnicy pomiędzy wielkim i małym. Jest to tylko odczucie, czyli lekkie przyotwarcie zasłony.
Mędrcy mówią, że powinien człowiek rozmyślać i rozważać nad sobą, nad swoimi czynnościami, na miarę tego, na ile potrafi, i czasami odnosić siebie do tej ogromnej rzeczywistości, która jego otacza, i wiązać siebie z tym.